Najgorsze polskie tatuaże - moja historia z programem Wyróżniony
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
- Media
Wierzycie w to, że jak się czegoś bardzo chce, to się ma? Ja w to wierzę nie tylko dlatego, że tak chcę, ale dlatego, że po prostu tak się dzieje w moim życiu. Jednak jest jedna pułapka - musisz myśleć tylko o dobrych rzeczach, bo spełnia się wszystko, o czym myślisz ;P
Ten artykul powstał, ponieważ chcę, aby każda z Was wiedziała, że życie jest po to żeby robić szalone rzeczy i nie chodzi tu o parcie na szkło, o żadną sławę :)
Chodzi o endorfiny i pamiątkę.
Ale od początku.
Moja historia z tatuażami zaczęła się dokładnie 8 lat temu. Wówczas mój właśnie swieżo upieczony 18 letni syn postanowił wydać kasę z urodzin na dziarę. Marzył o tym, od jakiegoś 15 roku życia, jednak różnymi sztuczkami próbowałam go od tego odwieść (jak to przeczyta, to mi się oberwie). To niezależna bestia i żadne zakazy nie działają, więc zastosowałam metodę na litość i poprosiłam go: " Ej młody, poczekaj, pójdziemy razem, tylko cały czas myślę co ja mam sobie wytatuować". I tak przeciągałam poszukiwania 3 lata ;p
Tuż po urodzinach pierworodnego jednak poddałam się. Myślę - idę. On jest pełnoletni, ja też - lepiej razem i jakoś tak bezpieczniej wiedzieć, co moje dziecko "wrzuci" na wychuchaną przez matkę skórę, niż z zaskoczenia zobaczyć czaszkę na ramieniu syna.
Projekt młodego był zacny - to był jeleń :) Jego pokolenie jelenia kojarzy z dużo bardziej pozytywnych wizerunkiem niż moje, więc po kilku argumentach uznałam, że mam cholernie inteligentne dziecko (wiadomo, po mamusi) i fajny projekt wybrało.
Mój projekt z kolei ewoluował - miał być delfin, bo to taka dobra i rodzinna istota :) Już prawie miałam szkic, gdy w przeciągu kilku dni zobaczyłam delfiny u kilku kobiet, które często stoją pod sklepem monopolowym, bynajmniej nie pilnując go a zapewniając dopływ stałej gotówki na alkohol. Pomyślałam - kurcze to chyba zły kierunek. I tak powstał paw, który wygrał z papugą, bo że niby jestem kolorowa, ale papuga na 40-letniej nodze będzie wyglądać dziwnie. A paw? No wiadomo, szyk i elegancja sama w sobie.
Tak więc z jeleniem i pawiem wybraliśmy się do piaseczyńskiego tatuatora. BTW, wiecie, że tatuażysta to artysta a tatuator to taka trochę niższa liga?
No właśnie :) Nasze pierwsze działy wyszły całkiem spoko - były drogie ale wyszło fajnie. Kilkugodzinna posiadówka u Mario - tatuatora - doprowadziły jednak do pewnego biznesu. On fajnie dziaral (wtedy za kasę, moze dlatego wyszło fajnie), ja fajnie rozkręcałam profile na FB, więc okazało się, że nasze zdolności możemy wymienić. Historię opowiadam w filmie poniżej. Polecam oglądnąć, a teraz przejdę do meritum dzisiejszego tekstu - jak dostałam się do programu? :)
Wiecie, ze nasze telefony są na podsłuchu? Cokolwiek nie powiesz głośno, na FB i na innych stronach nagle wyskakują reklamy związane z tematem, o którym dyskutujesz ;) Ba, czasem mam wrażenie, że o czymś pomyślę i też tak się dzieje, ale dla własnego dobra nie chcę wierzyć w aż taką inwigilację ;)
Tak było z tatuażami :) Pewnego miesiąca zrobiłam kolejną dziarę i dużo rozmawiałam o tej na stopie, która sie "lekko" nie udała (o tym w filmie poniżej). Mój telefon to wyłapał :) Siadam wieczorem by przeskrolować FB, a tu reklama: Masz tatuaż, którego się wstydzisz? Zgłoś się do programu "Najgorsze polskie tatuaże". Normalnie trafili w ten dzień :)
Zgłoszenie nie było z serii "dla leniwych". Poza ankietą trzeba było nagrać film :) Zrobiłam to w minutę :) Link do mojego filmu: https://www.youtube.com/watch?v=Pr5qXuYEt_Y - macie farta - tylko Wy go zobaczycie :) To był wczesień :)
Już na drugi dzień ktoś do mnie zadzwonił, ze super zgłoszenie i chcą mnie na drugi etap castingu. Pamiętam ten dzień :) Było zimno, testowali nas na Covid, ale atmosfera w budynku była super :) Makijażu mi nie robiono, bo podobno wyglądałam całkiem dobrze, z doświadczenia wiem, że TV lubi bardzo kolorowe rzeczy, więc w tej kwestii też ich nie zawiodłam. Tak też trafiłam przed kamerę razem z kilkudziesięcioma (o ile nie wiecej) osobami.
Nagrywali nasze historie na niebieskim tle - te historie, które nie przeszły do kolejnego etapu trafiły do programu. Mojej historii nie wyemitowali, bo...po około miesiącu dostałam telefon: Daria, chcemy Cię!!! Możesz jutro przyjechać tu i tu? O fu.k... Nie mogłam! Byłam na śląsku!!! Ehh, pomyślałam, ale uspokojono mnie :) - Będziesz na 100%, ale zamiast do pierwszego trafisz do ostatniego odcinka, i tak się stało :)
Samo nagranie zaczynało sie o około 10:00, jednak ja miałam być chyba o 6:00 gdzies tam w Warszawie, w każdym razie daleko od domu :) Spoko - szybki mani, bo to pójdzie w świat, obrobić się z pracą, bo klienci nie wybaczą, że zamiast pracować ja się bawię, kilka branżowych gadzetów biorę z sobą i jadę :)
Test na Covid był obowiązkowy. Wynik - negatywny, to teraz zapraszamy na sniadanko :)
Ale mnie mile zaskoczyli. Od zawsze buduję masę, więc w domu przed wyjazdem o 4 rano!!!!! zjadłam prawie obiad :) Wiecie, żeby starczyło do końca nagrań, bo kto wie co będzie sie działo :)
Na szczęście kuchnia była pełna kawy, róznych herbat, soków, wody, bułek, pączków, batonów - oby poszło w cycki - myśle sobie :) Wtedy poszło :P
Aż w końcu zaczęliśmy nagrywać. Jak wyszło oceńcie sami :)
Poniżej video :)
Mój nowy tatoo zobaczycie tu: https://www.instagram.com/p/COEAYVeseHO/
Tego dnia, oprócz nowej dziary, wróciłam do domu mega szczęśliwa. Genialni ludzie na planie, dużo śmiechu, profesjonalizm, pyszne jadło - wege :) Czego chcieć więcej od życia :)
A i ważne - moja rybka spełnia codziennie 3 życzenia :) Jeśli masz jakieś napisz do mnie - przekażę jej :)